niedziela, 15 października 2017

Jesienny czas


Witajcie Kochani, za oknem dziś piękna złota jesień. Spacer po lesie już zaliczony, teraz kawka przy pisaniu kilku słów do Was, a potem zmykam do ogrodu. Pogodynki obiecują, że ten tydzień ma być bardzo ciepły. Chciałabym uprzątnąć do końca ogród, pomału przygotować rośliny do zimy...mam w tym zaległości (nawet basen jeszcze nieschowany), bo cały wrzesień upłynął pod hasłem - chorowanie. Mój najmłodszy syn, po pierwszym tygodniu powrotu do szkoły, rozchorował się na 3,5 tygodnia. Gdy jedna choroba się skończyła, to pojawiła się następna, a razem z nią mnóstwo badań włącznie z dwudniowym pobytem w szpitalu. Mam nadzieję, że limit jego chorowania wyczerpał się na długi czas.


Dopiero teraz zaczynam ustawiać po domu i w ogrodzie pojedyncze dekoracje, jesienne akcenty, robię wianki. 


Swetrowe dynie (o których pisałam tu) powróciły na parapety. Od kilku lat ja, bardzo ciepłolubna kobieta, lubię jesień i to mimo jej przeważnie deszczowych, zimnych i wietrznych dni. 


To dla mnie czas, kiedy kończę ze staniem w kuchni przy przetworach, kończę bieganie z konewką po ogrodzie, z pieleniem, nadchodzi czas wyciszenia...
Zaczynam rozkoszować się ciepłem swego domu, otulam go poduchami, kocami, blaskiem świec, wieczorami siadam przy kominku z lampką czerwonego wina, czy też z kubkiem gorącej herbaty, pachnącej goździkami, pomarańczą, z imbirem i korą cynamonową. Zajadam ulubioną zupę z dyni, piekę szarlotki. Mam więcej czasu na czytanie książek (dopiero co skończyłam trzeci tom leśnej trylogii Katarzyny Michalak "Błękitne sny" :))



Zbieram ostatnie dary mojego ogrodu. W tym roku wyjątkowo mocno obrodziły  maliny, winogrona i actinidia, czyli mini kiwi :) 








Niestety w tym roku białych dyniek baby boo się nie doczekałam, ślimaki zrobiły swoje. Uchodowałam jednak kilka dyń, w tym parę szarych jarrahdale i jedną wielką żółtą. 






W ogrodzie dalej pięknie, róże powtarzają kwitnienie, pięknie wyglądają dalie, na parapetach białe pelargonie z mnóstwem nowych pąków, hortensje i winorośl pnąca się po domu przybrały jesienne barwy, kwitną wrzosy.

Pashmina :)



William and Catherine






W pelargoniach schronienie znalazło na chwilę to maleństwo, które na szczęście przeżyło, po  drastycznym uderzeniu w  szybę.




Jesienne wieczory to też dobry czas na szydełkowe prace. Zrobiłam moim córom nowe mitenki, jednak jeszcze nie zdążyłam uwiecznić ich na zdjęciach. Mam rozpoczęte dwa koce, a na zamówienie powstały duże ilości śnieżynek.


Przy maszynie do szycia dopiero w tym tygodniu spędzę więcej czasu, będą poszewki, pościel, królik, płaszcz...
A to króliś, ptaszki i literki dla maleństwa,które niedawno przyszło na świat :)





Na tym kończę dziś moje wypociny Kochani i tak jak pisałam na samym początku, zmykam do ogrodu. Życzę Wam pięknej, ciepłej i złotej jesieni w tym tygodniu.

niedziela, 20 sierpnia 2017

m.in. o różach, szydełkowych liskach, żabach...

Witajcie Kochani po kolejnej, kilkumiesięcznej przerwie. Brak porządnego aparatu (bo zdjęcia po wyprowadzce córy, z którą to razem wyprowadził się aparat, robię zwykłym telefonem), własnego komputera (korzystam z uprzejmości syna), a przede wszystkim również czasu i chęci, przyczynił się do mojego milczenia na blogu (na fb kontakt jest). Świadomość ile czasu (godzin) potrzeba na zgranie, wybranie i przerobienie zdjęć, do tego ustalanie kolejności i jeszcze napisanie treści, wierzcie mi na słowo, nie pomaga.


Lato powoli się kończy, za dwa tygodnie powrót dzieci do szkoły, a na pomorzu tego lata było jak na lekarstwo, szkoda słów. Nieustanne deszcze, chmury, zimno, doprowadzały mnie i mój ogród do rozpaczy. Choroby grzybowe u róż, pognite kwiatostany lawendy, bieganie z donicami surfinii, by chować je przed deszczem, a potem znów wystawiać na miejsce, zbite od deszczu i gradu hortensje anabelle, najazd wszystożernych ślimaków, itp., itd....
Mimo wszystko udało mi się zebrać całkiem sporo truskawek, czerwonej porzeczki (czarną upatrzyły sobie jakieś nieznane mi owady), rabarbaru. Często zajadaliśmy się tartą z kremem z białej czekolady i mascarpone, posypaną czerwoną porzeczką. To chyba ulubione ciasto mojej rodzinki tego lata. 



Nie patrząc na pogodę postanowiłam sprowadzić do ogrodu kilka nowych róż. Pierwszą moją angielską różę kupiłam jesienią zeszłego roku. 


Heritage (angielska, Austin)


           

Iceberg (niemiecka, Kordes)



New Dawn


 

Artemis (niemiecka, Tantau)




Herzogin Christiana (niemiecka, Kordes)


Czekam, by zakwitła Pashmina oraz William and Catherine, więc zdjęcia będą następnym razem.
Kolekcja hortensji powiększyła się o dwie limelight. Na razie to małe sadzonki, ale już pięknie kwitły.



To moje anabelle w początkowej fazie kwitnienia


i później - obecnego stanu wolę nie pokazywać :(


Bobo - ma naprawdę wytrzymałe na wiatr i deszcz pędy :)


I mój największy zakątek z hortensjami, m.in. ogrodowe białe i różowe, moonlight...



W domu najdłużej wytrzymują mi ścięte kwiaty hortensji ogrodowej. Szafka, na której stoi dzbanek od GG (tegoroczny zakup, wypatrzony, z maleńką wadą, której prawie nie widać, za to cena miła oku ;)) jeszcze niedawno była brązowa. To jeden z kilku mebli, które pomalowałam wałkiem i farbą 3V3. 


Nowy kolor dostała też bieliźniarka,


dwie sosnowe komody (uchwyty kupiłam zimą w KIKu, chyba po 4 zł o ile dobrze pamiętam)


i stolik.



Kanapa z fotelami kiedyś doczeka się nowego obicia (myślę,że w kolorze jasnoniebieskim), a elementy drewniane też będą przebielone. 
Na swoją kolej do podreperowania i malowania czeka teraz sekretarzyk :)



W najbliższym czasie szykuje się również zmiana koloru ścian w jednym pokoju, ale o tym innym razem.
Moich prac szyciowych, czy też szydełkowych nie powstało w czasie trwania tej blogowej ciszy zbyt wiele.
Liski (wzór tutaj)



Żaby (wg tego schematu)




Świnka (wzór)


Króliś



Anioł


Podusia


Literki




Na sam koniec już zdjęcia z Borów Tucholskich, bardzo lubimy jeździć tam na grzyby. Nazbieraliśmy pełno kurek (porcyjki pomrożone:)), a przy okazji też jagód i borówek. 




Ostatni raz byliśmy tam tydzień przed nawałnicą...
Dziś...brak mi słów na ludzką i przyrodniczą tragedię, jaka wydarzyła się tak niedaleko. Codziennie słyszę i widzę wiele jednostek straży jadących w tamtą stronę.
Bogu dziękuję, że tamta, koszmarna noc dla nas skończyła się dobrze, jednak każdy dźwięk syreny strażackiej nie pozwala zapomnieć o tych , którzy teraz tam potrzebują naszej pomocy.  
Dobrej, spokojnej nocy Kochani.
Iwona