Zawitała jesień, na razie piękna, ciepła, słoneczna. Jaka będzie dalej zobaczymy...chyba pierwszy raz jej nadejście nie wzbudziło we mnie negatywnych odczuć. Dotąd jej przyjście kojarzyło mi się z zimnem, deszczem, brakiem słońca... A teraz myślę o tym, że to przecież całkiem miła pora roku, w końcu będzie czas na książkę, dobry film, że przecież tak miło jest posiedzieć przy kominku, okryć się miękkim kocem, napić się herbaty z pigwą, imbirem, czy goździkami, że mój dom tak pięknie wygląda, gdy wieczorem palą się świece. Skończy się praca w ogrodzie i przy przetworach, bo przecież trzeba trochę odpocząć...
Jednak gdzieś tam smutno mi na duszy, a w oku łza się kręci, gdy patrzę na klucze odlatującego ptactwa. Żegnam je myśląc o tym, czy wszystkie wrócą znów na wiosnę i czy ja tu jeszcze będę, czy będę mogła je przywitać...Dziś na spacerze żegnałam żurawie...
Zanim pokażę Wam jak zaczęłam przystrajać jesiennie dom, chcę wrócić do ważnych dla mnie dni, czyli zeszłego tygodnia. Był on dla mnie wyjątkowy :)
Zaczęło się od poniedziałku, z rana dostałam wiadomość od Oli (to właśnie do niej trafił mój szydełkowy kocyk, który pokazałam Wam w poprzednim poście:)), że właśnie pochwaliła się moim kocykiem na blogu, na dodatek napisała o mnie takie miłe słowa, że aż się zarumieniłam. Takie rzeczy dodają człowiekowi skrzydeł, wie, że czas spędzony nad rękodziełem (a są to czasami niezliczone ilości godzin) ma ogromną wartość, radość jaką się odczuwa słysząc zadowolenie drugiego człowieka jest przeogromna.
Jakiś czas temu wygrałam po raz pierwszy rozdawajkę! Paczuszka od Joasi dotarła właśnie w zeszłym tygodniu. Bardzo, bardzo dziękuję za te cukierasy :) Joasia tak jak i ja zmieniała ostatnio kolor kuchni, kto jeszcze nie widział, niech koniecznie zobaczy...
Książka z przecudną dedykacją :) zachwyciła mnie już po dwóch stronach. To będzie mój ulubiony poradnik.
A z tyłu na obwolucie znajome logo :) Chyba nie ma blogerki, która by nie znała bloga i magazynu Asi.
Właśnie w zeszłym tygodniu, w środę poznałam Asię osobiście!!! Co za KOBIETA :))) Byłam na konferencji FRONTWOMAN w Gdyni i Asia była tam prelegentką. Green Canoe czytam od kilku lat, to był pierwszy blog jaki w ogóle zaczęłam czytać, a znalazłam go za sprawą gazety - Werandy Country. Na kolejne wydania magazynu Asi czekam zawsze z ogromną niecierpliwością. Po konferencji spędziłam kilka niezapomnianych, wyjątkowych godzin w bardzo kameralnym gronie, z Asią i wspaniałymi dziewczynami (blogerkami i nie tylko) :)))
Zdarzają się w moim życiu przedziwne rzeczy, gdyby ktoś parę lat temu powiedział mi, że będę szyła, szydełkowała, prowadziła bloga, a przede wszystkim, że poznam ikonę blogowego świata, to nie uwierzyłabym w to, a raczej nazwałabym tę osobę "szaleńcem". Tak, tak nigdy nie wiemy co przydarzy się nam jutro...a życie potrafi bardzo zaskakiwać...
Czwartek również był bardzo udany, udało mi się w końcu spotkać choć na chwilę z przyjaciółką (częściej wisimy na słuchawkach, wspólna kawa to ostatnio rzadkość ), nasi synkowie również byli z tego powodu zadowoleni :), a wcześniej szybkie zakupy w szwedzkim sklepie - pokrycie na fotel jako prezent od córy :* Największa radość to słowa, które powiedział do mnie synek w drodze powrotnej do domu :"Mamusiu to był super dzień z Tobą", mam nadzieję, że to nie za sprawą odwiedzin w McD (tam trafiamy 2-3 razy w roku) ;)
No to teraz czas już na jesienne dekoracje...
Z bukietowej hortensji zrobiłam wianek, zawisł w miejscu gdzie przez lato wisiała drewniana tablica z napisem SEA.
Muszle, kamyki i patyki z nad morza pochowane.
Ich miejsce zajął mech, żołędzie, głóg...
Pojawiły się swetrowe dynie,
w ramki wsadziłam liście.
Dynie szyłam po raz pierwszy. Czekam cały czas na białe dynie z ogrodu, zasadziłam je z nasion z dyni, którą kupiłam rok temu. Na razie są kwiaty, więc na parapetach musiały pojawić się jakieś inne a, że miałam jeden sweter przeznaczony na recykling, to nadał się do tego idealnie.
Jeden rękaw podzielony na trzy części, to trzy różnej wielkości dynie w efekcie końcowym :)
Z pozostałej części swetra pozbawionego rękawów uszyłam swetrową poduchę.
Na stoliczku taca z mchem i świecami, to efekt inspiracji dekoracjami Kasi, które są przepiękne.
Wyciągnęłam również z pudeł moje samorobne, zeszłoroczne cottonki.
Ten fotel wędrował po domu, przed narodzinami najmłodszego synka stał w pokoju, który jest zarazem dziennym i sypialnią, potem powędrował do pokoju najstarszej córy, by w końcu znaleźć swoje miejsce w saloniku. Jego pokrowiec do tej pory miał kolor beżu, a tu już jest ubrany w prezent od córci :))) Teraz to ulubione miejsce do siedzenia wszystkich domowników.
Właśnie jesienią (zimą również ;)) to będzie mój ulubiony kącik czytelniczy.
Przy kominku drewno już przygotowane, więc zimno mi nie straszne. Nie ma dla mnie lepszego, domowego źródła energii niż kominek, żaden kaloryfer się nie umywa :)
W kuchni również jesienne dekoracje, do tej wykorzystałam pędy barwinka, liście jarmużu i dziką różę.
Hortensje obrodziły więc część mogłam pościnać.
Jeśli jesteśmy już w kuchni, to tu zawisł nareszcie przemalowany okap.
Nad półeczką zawisła moja kolejna mini tablica, a na niej umieściłam przepis na muffiny (bym ja i moje dziewczyny miały go pod ręką).
A to już jesienne zbiory:
ogrodowe :)
leśne :))
Suszę, marynuję, robię sos grzybowy (przepis dla chętnych poniżej).
Pikantny sos grzybowy:
1 kg grzybów leśnych
1/3 szkl. mąki
cebula
4 łyżki masła
2 łyżki posiekanej natki pietruszki
sól, pieprz, ostra mielona papryka
2 liście laurowe
po 3 ziarenka pieprzu i ziela angielskiego
2,5 szkl. bulionu
Oczyszczone, umyte i osączone grzyby kroimy w plasterki, zasypujemy mąką, mieszamy i dusimy, aż puszczą sok. Cebulę siekamy, szklimy na maśle z natką, solą, pieprzem i papryką do smaku, liśćmi laurowymi, pieprzem w ziarnach i zielem angielskim; dokładamy do grzybów razem z podgrzanym bulionem, mieszamy, dusimy na małym ogniu, często mieszając, aż sos zgęstnieje. Przyprawiamy do smaku, dusimy jeszcze chwilę. Gorący sos przekładamy do wyparzonych słoików, zakręcamy, pasteryzujemy. Podajemy po podgrzaniu np. zaciągnięty kremówką.
A na zewnątrz kolejny wianek wita domowników i gości :)
Czy któraś z Was wie jak nazywa się ta roślina z długimi pędami? Rzadko kiedy nie wiem jak nazywają się rośliny, które mam w swoim ogrodzie...
Kwiaty białej dyni...nie mogę się doczekać jej owoców...
Wrzosy, dynie to nieodzowne akcenty jesieni...
Dojrzewają owoce goji.
Swoje kwitnienie powtarzają ostróżki i róże...
Hortensje zmieniają kolor...
Kwitną zimowity...
Tak, naprawdę mamy już jesień.
Dobrego tygodnia Wam życzę :)
Iwona